sobota, 18 grudnia 2010

Drzewa westchnień


Stoją równo nad brzegiem wód żywych.
I wzdychają.


Dużo ich tu już było.
Jedne się pojawiają.
Inne znikają.
Niepostrzeżenie.
Ślad po nich nie zostaje.


I można tylko wzdychać.
Nic nie można poradzić.
Taka kolej rzeczy.


I można tylko wzdychać.
I serce boli od wzdychania.
I pęka.


I można tylko wzdychać.
Tak żeby nikt nie widział.
Tak żeby się nie wydało.


I można tylko wzdychać.
I tęsknić.
Bo te, co odeszły, nie mają już nawet swego odbicia.


I można tylko wzdychać.
Nic już nie wróci umarłych.
Nic ich nie zastąpi.



I można tylko wzdychać.
I płakać.
I stać niewzruszenie.


I można tylko wzychać.
I nie da się zatrzymać nikogo.
I nie da się powstrzymać wyroków niezbadanych.


I można tylko wzdychać.
Choć brak już sił.
I brak odbicia własnej twarzy.